
Pierwsza indywidualna konkurencja Mistrzostw Świata zakończyła się sporą niespodzianką. Choć Martin Ponsiluoma prezentuje w tym sezonie niezłą formę, z pewnością nie był faworytem do złota. Jak sam przyznał, kluczem do sukcesu była umiejętność całkowitego wyłączenia się podczas strzelania.
To już drugi medal Martina Ponsiluomy podczas tych Mistrzostw – startował również w sztafecie mieszanej, która zdobyła brąz. Do tej pory jego największymi osiągnięciami była druga lokata w biegu masowym w grudniowych zawodach w Hochfilzen. Wcześniej, w pucharowych zawodach dwukrotnie stawał na trzecim stopniu podium.
- Zaczynam to sobie uświadamiać, kiedy dostałem medal, to było wspaniałe uczucie. Wtedy zacząłem rozumieć, co się stało. Przez cały dzień miałem dobre przeczucia. Nie myślałam o niczym podczas strzelania, tak jak to robię na treningach. Nie można myśleć – muszę teraz trafić. Zrobiłem to, co powinienem zrobić - tłumaczył.
Szwed startował w pierwszej grupie zawodników i musiał długo czekać na potwierdzenie swojego osiągnięcia.
- Miałem szósty numer startowy. Kiedy dobiegłem na metę, wiedziałem, że to może być podium, ale trudno było przypuszczać, że będzie to złoto.
Nie mniej zaskoczony swoim osiągnieciem był srebrny medalista Simon Desthieux. Francuz w tym sezonie tylko kilka razy zajmował miejsca w pierwszej dziesiątce, a w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zajmuje dopiero 14 lokatę.
- To fantastyczne, że jestem na podium. Początek sezonu nie był dla mnie dobry. W styczniu moja forma była już lepsza, ale do tych startów podchodziłem nieco ostrożniej - powiedział.
Sposobem na dobrą formę było u Desthieux umiejętne rozplanowanie momentów odpoczynku i cięższych treningów.
- Zawsze po trzech tygodniach startów staram się odpocząć. Wracam potem z większą energią. Ciężej pracuję, żeby być lepszym, niż wcześniej. I tak zrobiłem w ostatnich dwóch tygodniach. Pracowałem, żeby być w najwyższej formie podczas Mistrzostw Świata - opowiedział.
W przeciwieństwie do Szweda, Francuz już na trasie miał świadomość miejsca, które jest w stanie zająć. Startował z odległym, 62 numerem startowym.
- Słyszałem wiadomości od trenera na ostatniej rundzie. Moja drużyna wydawała szalone dźwięki! Kiedy się dzisiaj obudziłem, wiedziałem, że to będzie dla mnie dobry dzień. Moja forma była dobra, strzelanie też. To był mój najlepszy start od bardzo dawna - podsumował.
Trzecia lokata czterokrotnego medalisty zeszłorocznych Mistrzostw Świata nie jest być może wielkim zaskoczeniem, ale Emilien Jacquelin w tym sezonie również startował poniżej swoich możliwości.
- Ten rok jest dla mnie ciężki. Dużo się nauczyłem. Chciałem być częściej na podium czy w czołowej piątce, a udało się to tylko dwa razy. Dzisiaj jestem na podium, to nie jest moje pierwsze miejsce na podium Mistrzostw Świata, ale to wspaniałe osiągnięcie. Ciężko było mi zacząć treningi po tak niesamowitym sezonie, jaki miałem poprzednio. Byłem w złej formie psychicznej - stwierdził.
Wyraźny spadek formy Francuz odnotował podczas styczniowych startów, co nie było najlepszym prognostykiem przed najważniejsza imprezą sezonu. Jak sam przyznał, wynikało to z problemów zdrowotnych.
- Byłem bardzo szybki w grudniu, osiągałem świetne czasy biegowe. W trakcie przerwy świątecznej trzy dni spędziłem w domu i wtedy doznałem kontuzji pleców. Przez dwa tygodnie nie mogłem trenować. Do Oberhofu przyjechałem zmęczony, fizycznie i psychicznie. Myślałem wtedy, że to nie jest mój sezon, myślałem, że niczego nie osiągnę.
W biegu pościgowym Jacquelin wystartuje nie tylko jako trzeci z kolei zawodnik, ale przede wszystkim jako obrońca tytułu Mistrza Świata sprzed roku i swojego rodzaju specjalista w tej konkurencji. Sam zawodnik nie ukrywał, że bardzo czeka na ten start.
- Moim celem dzisiaj nie było podium, ale być wysoko, żeby mieć dobrą pozycję wyjściową do biegu pościgowego. Nie mogę już doczekać się niedzieli. Nie jestem zestresowany. Chcę atakować i pokazać kim jestem - przyznał.
Kolejną zaplanowaną konkurencją Mistrzostw Świata w Pokljuce jest bieg sprinterski pań, który odbędzie się w sobotę 13 lutego. Początek o 14.30.
fot. Manzoni/IBU