
Sturla Holm Laegreid po raz kolejny pokazał, że potrafi skutecznie konkurować z najlepszymi biathlonistami. Norweg zdobył już tytuł mistrza świat, małą kryształową kulę i powoli może podsumowywać życiowy sezon, który jak sam stwierdził, jest po prostu nie z tego świata.
Laegreid startował w biegu indywidualnym dopiero z 66 numerem. Wielu potencjalnych faworytów do zwycięstwa startowało wcześniej i większość z nich pudłowała, często więcej niż jeden raz. Nie mogli być więc pewni swoich wyników, dopóki na ostatnią rundę biegową nie wybiegł Norweg, który jako jeden z pięciu zawodników w stawce wystrzegł się błędów na strzelnicy.
- To był idealny dzień. Starałam się tym po prostu cieszyć, bo wiedziałem, że dzięki temu będę spokojniejszy, zarówno na trasie, jak i na strzelnicy. Ale dowiedziałem się też, że mam bardzo dobre międzyczasy na trasie, nawet w stosunku do Johannesa. To dało mi motywację. Kiedy udało mi się strzelić cztery raz czysto, wiedziałem, że to będzie dobre miejsce. Na ostatniej rundzie byłem bardzo zmęczony, ale usłyszałem, że mam przewagę nad Arndem. Na mecie mogłem już świętować - opowiedział.
Norweg opowiedział o swoich technikach mentalnego przygotowania do ważnych startów.
- Sporo medytuję, aby przygotować się do startów. Ten wyścig przebiegłem w głowie może dziesięć razy. Miałem więc plan i udało mi się właściwie skupiać podczas strzelania. Podczas medytacji staram się skupić na oddechu, co pozwala ćwiczyć samą koncentrację. Inną metodą jest stawianie siebie w określonej sytuacji. Widziałem, że dzisiaj będę jednym z faworytów. Starałem się postawić w sytuacji, gdzie będę pod wielką presją.
Na mecie świeżo upieczonemu mistrzowi świata pogratulował sam Martin Fourcade, zeszłoroczny zdobywca tytułu w tej konkurencji.
- To wielki zaszczyt odebrać gratulacje od Martina Fourcade. Uważam, że to jeden z najlepszych zawodników w historii. Kiedy miałem problemy ze zdrowiem w 2018 roku i nie mogłem trenować, spędziłem sporo czasu analizując jego technikę strzelecką i próbując ją skopiować. To dzięki niemu dzisiaj tak dobrze strzelałem - wyznał.
Przed rozpoczęciem tegorocznego sezonu można było się spodziewać, że Laegreid będzie zajmować lokaty w pierwszej dziesiątce. Nawet po jego wygranej w pierwszym indywidualnym konkursie, z pewnością nikt nie spodziewał się, że młody zawodnik będzie utrzymywał się w czołówce Pucharu Świata. On sam ma na ten temat podobne zdanie.
- Ten sezon jest po prostu nie z tego świata. Nie spodziewałem się, że będę tak dobry. Wiedziałem, że poczyniłem w lecie postępy. Teraz jestem bardzo wysoko w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, mam kilka miejsc na podium. Ale Mistrzostwa Świata to cos innego. Wielu zawodników jest w najwyższej formie i trudniej jest startować. Liczyłem na dobre miejsca, ale nie myślałem o złocie - zaznaczył.
Jeszcze bardziej niż z pierwszego mistrzowskiego tytułu, młody Norweg cieszy się ze zdobycia małej kryształowej kuli w konkurencji biegu indywidualnego.
- To czyni ten dzień kompletnym. Wiedziałem, że prowadzę w klasyfikacji tej konkurencji z jedną wygraną i jednym drugim miejscem, ale zdobycie małej kuli, z kolejnym zwycięstwem, jest naprawdę niesamowite - podsumował.
Kolejny krążek do swojej bogatej kolekcji dołożył Arnd Peiffer. Niemiec nie wydawał się być rozczarowany, że był to medal srebrny.
- Ostatni medal jest zawsze najważniejszy. Indywidualny medal jest zawsze czymś szczególnym, ale mam nadzieję na kolejny, w sztafecie. Sztafeta też jest szczególna, bo świętuje się razem. Dzisiaj jestem szczęśliwy, że wykonałem dobrą robotę na strzelnicy, bo miałem problemy podczas sprintu i biegu pościgowego. Dzisiaj nawet nie myślałem o medalach, trudno myśleć o medalach, kiedy kończy się sprint na 36 miejscu - stwierdził.
Niemiec również zaliczył cztery czyste strzelania, złoto jednak przegrał na trasie.
- Starałem się trochę zwolnić przed ostatnim strzelaniem. Bałem się, że nogi będą mi się trzęsły. Chciałem się trochę zrelaksować, bo u mnie nie sprawdzają się próby ciągłego skupienia. Lepiej żebym był spokojny i zrelaksowany, starał się nie przejmować strzelaniem - przyznał.
Na trzecim stopniu podium stanął drugi norweski debiutant w tej roli, Johannes Dale.
- Mój pierwszy indywidualny medal na Mistrzostwach Świata – to wiele dla mnie znaczy. To niesamowite, że już tego dokonałem – stwierdził wzruszony.
Norweg już raz podczas tych mistrzostw otarł się o podium, w sprincie zajął czwarta lokatę. Nie miało to jednak negatywnego wpływu na jego start w biegu indywidualnym.
- Byłem zadowolony z mojego startu w sprincie, byłem tuż za podium, ale to był bardzo dobry występ. I na strzelnicy, i na trasie. Dzisiaj byłem bardzo dobrze przygotowany, miałem dobrą taktykę na trasie i byłem spokojny na strzelnicy - powiedział.
Dale, podobnie jak Laegreid, stara się przygotowywać do startów nie tylko fizycznie, ale również mentalnie.
- Wizualizuję sobie wyścig w głowie, wiele razy. Później wiem dokładnie co robić. To dobre przygotowanie mentalne, żeby być spokojnym. Kiedy wyścig się zaczyna, wszystko dzieje się bardzo szybko i dobrze jest wiedzieć, co należy robić. Dlatego stosuję taką technikę przygotowania - tłumaczył.
Johannes Dale przypomniał również, że wraz z Sturlą Laegreidem mieszkają w Lillehammer przy jednej ulicy – wyraził nadzieję, że sąsiedzi będą wspólnie świętować ich sukces.
Przed biathlonistami starty w sztafetach. Supermikst już 18 lutego. Start zaplanowano na 15.15.
fot. Manzoni/IBU